Moja amerykańska przygoda z koszykówką – relacja Weroniki Hipp

Data: 13 stycznia, 2014

Granice są w nas…

Mam na imię Weronika jestem uczennicą klasy VI a, ale prawie wszyscy wołają na mnie „Owca”. Jest kilka teorii skąd wzięło się to przezwisko, ale tak naprawdę nikt dokładnie nie pamięta. Wszyscy jednak wiedzą, że mam jedną wielką pasję, coś bez czego nie mogę żyć, co wypełnia mój czas, daje mi energię i szczęście – koszykówka.

Gram i trenuję dopiero pięć lat, ale już wiem, że to jest to, co chciałabym robić w przyszłości. Jednym z moich wielkich marzeń, takich marzeń z kategorii „nie do spełnienia” było zobaczyć na żywo mecz NBA. Myślałam, że może kiedyś, kiedy będę już dorosła, zdobędę bilet i pojadę do USA. Ale nie musiałam tak długo czekać :).

Jak już wiecie, w lipcu udało mi się wygrać jeden z campów Marcina Gortata i w nagrodę Marcin zaprosił mnie do USA! I tak, 5 grudnia wyruszyłam w podróż mojego życia. Najpierw pojechałam z rodzicami do Warszawy, skąd polecieliśmy do Amsterdamu i drugim samolotem do Waszyngtonu. Lot z Amsterdamu do Waszyngtonu trwał prawie 9 godzin. To bardzo długo, ale panie stewardessy dbały o nasz komfort. Samolot był ogromny. Każdy pasażer miał dla siebie monitor, na którym można oglądać różne filmy, grać w gry, a nawet obserwować to, co widzi pilot samolotu.

Waszyngton zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Spacerując ulicami, szukałam tego, co wszyscy znamy z amerykańskich filmów. Na zdjęciach możecie zobaczyć, co udało mi się znaleźć. I najważniejszy punk programu – mecz NBA! W piątek drużyna Marcina – Washington Wizards grała przeciwko Milwakee Bucks. Mecz NBA to prawdziwe widowisko. Na trybunach siedzą tysiące kibiców, którzy bardzo energicznie dopingują swoje drużyny, a atmosfera jest bardzo gorąca. Washington Wizards przegrali ten mecz, ale Marcin zagrał doskonale!

Marcin Gortat gwiazda, sportowiec, przyjaciel.

Marcin jest niesamowitym człowiekiem. Miał dla nas dużo czasu i dbał o to, żeby niczego nam nie brakowało. Rozmawiał z nami, żartował i bawił się. Przez cały czas czuliśmy się dla niego ważni. Zabrał nas na kolację do swojej ulubionej restauracji w Georgetown i woził nas po Waszyngtonie swoim super wozem. Mogliśmy też z nim poćwiczyć na sali treningowej drużyny. Pokazał nam całą halę. Jest fantastyczny i bardzo pracowity.

 Niestety czas biegł bardzo szybko i trzeba było wracać do domu. Nie chciałam opuszczać Stanów i najchętniej już teraz zostałabym tam. Wiem jednak, że jeszcze długa droga przede mną i mnóstwo ciężkiej pracy, ale jestem na to gotowa i obiecałam sobie, że wrócę tam pewnego dnia, żeby… zagrać w WNBA!!!

 Na campie w Sopocie poznałam Mieszka Włodarczyka, jednego z finalistów programu „Mam talent”, który wykonuje zaczarowane akrobacje piłkami do koszykówki. To właśnie Mieszko powiedział do mnie wtedy, że wszystko jest możliwe, bo „granice są w nas”. Teraz już wiem, co miał na myśli.

Więc, trzymajcie za mnie kciuki, a ja zabieram się do ciężkiej pracy, która jest moją wielką pasją 🙂